W styczniu 1945 roku wojska radzieckie i polskie rozpoczęły  z przyczółków Wisły ofensywę, której celem było zajęcie lewego brzegu Odry i przygotowanie dalszego odcinka frontu zbliżającego aliantów do Berlina. Latem 1944 roku książę Wiktor III ewakuował do Corvey najcenniejsze precjoza z rudzkiego pałacu. W północnym skrzydle pałacu ulokowało się dowództwo niemieckiej obrony przeciwlotniczej, a na Schlossbergu żołnierze urządzili składy amunicji. Rano 26 stycznia ( piątek) żołnierze radzieccy wdarli się przez Sośnicowice do Rud. W ten sposób ominięto linię niemieckiej obrony wojsk pancernych pułkownika Erdmanna w Stodołach przy Rybniku i łatwym manewrem zajęto most na Odrze w miejscowości Ciechowice. Zdobycie tak strategicznego punktu na linii frontu wymagało skierowania w to miejsce jak największych sił armii pancernej gen. Rybałki z I Frontu Ukraińskiego marszałka Koniewa. Pałac i kościół w Rudach oraz budynki znajdujące się w ich pobliżu miały stać się dymiącą pochodnią , informującą o prowadzonym ataku. Ich gruzy miały wskazywać kierunek ataku i nie tarasować drogi wojskom pancernym. Tragedia wydarzyła się wczesnym rankiem w poniedziałek 29 stycznia. Naocznym świadkiem podpalenia kościoła i pałacu, ks. proboszcz Emil Jatzek tak opisał te wydarzenia w liście do młodego wtedy benedyktyna (byłego opata z Maria Lach ) Adalberta Kurzeji :
„ w dniu św. Polikarpa ( 26 I ) celebrowałem rano o godzinie 6.15 ostatnią Mszę św. przy głównym ołtarzu naszego kościoła parafialnego. W czasie tej Mszy, miedzy kościołem a budynkiem probostwa walczyło kilku niemieckich żołnierzy piechoty przeciw rosyjskim czołgom, które wyjechały z lasu.
Podczas tej bitwy trafiono dwukrotnie z pocisków czołgowych wieżę kościoła. Jeden pocisk trafił w dół wieży, drugi zaś poniżej zegara. Kiedy wyszedłem z kościoła, z lasu nadjeżdżały już dalsze czołgi. Wracając na probostwo stwierdziłem na budynku ślady po pociskach z karabinu, zaś w środku było pełno żołnierzy radzieckich { Rosjanie urządzali na probostwie wojskową komendanturę }. W niedzielone popołudnie pokazałem pewnemu majorowi rosyjskiemu kościół, który do tej pory miał pojedyncze uszkodzenia. Pod wieczór w trakcie strzelaniny z karabinów maszynowych schroniła się na probostwie grupa cywilów. W poczuciu odpowiedzialności radziłem wszystkim cywilom, aby ewakuowali się di szpitala(..). na plebanii było już prawie 70 osób. Ja chodziłem od czasu do czasu kościoła. Czasem mi na to żołnierze rosyjscy pozwalali , czasem nie pozwalali. Jednego poranka { 29 stycznia} powiadomiono  mnie, ze z kościoła wydobywa się straszny dym i że kościół się pali. Powiadomiłem o tym rosyjskiego majora i prosiłem go o pozwolenie pójścia do kościoła. Pozwolenie mi udzielono. Kościół był doszczętnie wypalony. Ocalała jedynie kaplica NMP, chociaż była mocno okopcona. Z dawnej wspaniałości nie pozostało śladu. Również dach kościoła był całkowicie zniszczony. W połowie lutego musieliśmy wszyscy opuścić plebanie i przenieść się do zakrystii. Tam przebywaliśmy do Niedzieli Palmowej. Wokół nas   wioski, tym Rudy. Pozostało nas około 60 osób, którym wydano pozwolenie na pobyt. W Niedziele Palmową nowy komendant polecił ewakuować zakrystie i musieliśmy się rozstać. Do Rud powróciłem dopiero w połowie czerwca. W tym czasie nie miesiliśmy nawet jednej łyżki(..) w połowie lutego 1945 roku wszyscy mężczyźni w wieki od 16 do 50 lat zostali wywiezieni do Rosji. Niewielu, w tym wielu chorych, powróciło. Wielu zamarło, wielu jeszcze nie powróciło i tam przebywa. Jestem proboszczem wdów i sierot. Prócz tego w roku 1945 panował tu tyfus. Dawniej   notowano rocznie 80 zgonów, w tym 1945 roku było ich 212 (..) że ja jeszcze żyję, uważam nie tylko ja, ale i inni , którzy wraz ze mną te straszne miesiące przeżyli, za cud!. Trochę mój wiek mnie chronił, trochę pewien Żyd z Brna, któremu ja przedtem uratowałem życie. Naloty bombowe były niczym w porównaniu z tym, co trzeba przeżyć, gdy miejsce zamieszkania staje się polem walki. Słowami nie da się tego opisać ja zdobyłem doświadczenie, że człowiek, który tego nie przeżył, nie ma żadnego zrozumienia dla takiej sytuacji (…) ogólnie muszę powiedzieć, że ten prosty naród znosi swój ciężki los z większym Bożym poddaniem, niż tak zwane lepsze stany. Prości ludzie więcej sobie pomagają aniżeli lepiej sytuowani”
Treść tego listu potwierdza, że pałac i kościół zostały podpalone przez Sowietów już po ustaniu działań wojennych. Prawdopodobnie do legend należy przypisać opowieść, że uczynili to żołnierze z powodów faszystowskiej flagi, jaka okrywała trumnę księcia Wiktora IV. Wiadomo, że Rosjanie dokonali wcześniej zbezczeszczenia krypt, trumien książęcych i cysterskich, a pożar był elementem strategii wojny i sposobem zatarcia śladów po grabieżach. Podpalenia było działaniem celowym, a żołnierze podsycali tlące się płomienie nad pałacem jeszcze przez kilka dni.